John Irving – Regulamin tłoczni win [Audiobook]

Z regulaminem w tytule o reguł łamaniu

I knew all the rules but the rules did not know me.
Eddie Vedder, Guaranteed

Jakim trzeba być bezczelnym, a zarazem obdarzonym nietuzinkowym poczuciem humoru pisarzem, aby potężną, biuściastą bohaterkę swojej powieści ochrzcić imieniem Melony. Jaką trzeba mieć wyobraźnię, aby zdarzeniom na pierwszy rzut oka absurdalnym nadać znamiona twardego realizmu i wpleść je w opowieść traktującą o tym, że nic co ludzkie nie powinno nam być obce. Wreszcie – jaką trzeba mieć niespotykaną pewność siebie, aby w jednym literackim dziele zebrać wszelkie możliwe problemy natury moralnej do dzisiaj skłócające członków społeczeństwa i bezpardonowo, detalicznie opisać je na stronicach swojej książki. Amerykanin John Irving, oddając w 1985 roku do druku swoją powieść Regulamin tłoczni win udowodnił, że posiada dar tworzenia dzieł nie tracących na aktualności, które urzekają nie tylko rozedrganą odautorską wrażliwością, empatią i inteligencją, lecz także policzkują niepoprawnością polityczną. Czytaj dalej

Anna Klejzerowicz – Medalion z bursztynem

„Czasem jestem siekierą. Czasem trzeba”[1]

Tolerancja to konieczność. Bez niej nie rozwijamy się, tylko stoimy w miejscu, kisimy się w stęchliźnie, zatruwając złą energią siebie i innych. Z braku tolerancji upadają cywilizacje, brak tolerancji zabija człowieczeństwo. Tolerancja czyni nas wolnymi[2].

Anna Klejzerowicz

Medalion z bursztynem łączy w sobie to, co w twórczości Anny Klejzerowicz najpiękniejsze – tajemnice zanurzone w przeszłości z historią Polski, a życiową mądrość z ludzkimi niedoskonałościami dobrze nakreślonych postaci. Jednak w błędzie będzie ten, kto uzna jej najnowszą powieść za odcinanie kuponów od dotychczasowego dorobku. Fakt, Medalion przypomina wydany na początku zeszłego roku List z powstania „zakurzonym” klimatem starych domostw, pamiątek i dokumentów, wmieszaniem w fabułę fragmentów epistolarnych i wątkiem przeszłości, która mocno determinuje teraźniejszość, jednak całość – począwszy od językowej stylizacji, poprzez zakańczanie rozdziałów i ostateczny wydźwięk, a na momentami bezpardonowym ostracyzmie polskich grzechów skończywszy – bez wątpienia ma swój własny charakter. Czytaj dalej

Philip Kerr – Blady przestępca

Nowotwór nazizmu

Czasami instynkt to wszystko, co pozostaje dobremu gliniarzowi. I wtedy nie ma wyboru, trzeba mu zaufać[1].

                                   (Bernhard Günther, prywatny detektyw zmuszony do powrotu w szeregi policji kryminalnej)

W Bladym przestępcy, drugiej książce z retrokryminalnego cyklu rozgrywającego się w hitlerowskich i powojennych Niemczech, Philip Kerr pomniejsza groteskowe momentami poczucie humoru na rzecz flirtu z powieścią gotycką. Tajemniczy nastrój, wątki poruszające problem chorób psychicznych, detaliczne opisy mrocznych, nierzadko zrujnowanych budowli sąsiadują z niemal biegunowo rozłożonym dobrem i złem, między którymi tkwi Bernhard Günther – postać nosząca na swoich barkach całą serię, były policjant z wydziału kryminalnego i prywatny detektyw, z cynizmem i niechęcią, lecz nie bez obaw spoglądający na to, jak jego ojczyzna tonie w oceanie społeczno-politycznych absurdów. Czytaj dalej

Gra tajemnic

gra

Grzecznie o geniuszu

Początek Gry tajemnic (The Imitation Game, 2014) Mortena Tylduma przykuwa uwagę. Narrator z offu i zarazem główny bohater opowieści, geniusz matematyczny Alan Turing (Benedict Cumberbatch) zwraca odbiorcy uwagę, aby to, co zostanie mu ukazane, oglądał uważnie. I niezależnie od jego narcystycznej natury, kreowanej na taką od pierwszych sekund filmu, jego rada jest słuszna, ponieważ wydarzenia, o których za chwilę opowie, okażą się kamieniami milowymi w skali światowej, zarówno pod względem historycznym, naukowym, jak i obyczajowym.

Dzieło „porwanego” przez zachodnich producentów norweskiego reżysera, pęcznieje od kadrów tyczących się losów II wojny światowej, rozwoju nauki i postrzegania mniejszości seksualnych. Pęcznieje na tyle mocno, że Gra tajemnic winna być filmem dłuższym. Czytaj dalej

Katarzyna Puzyńska – Więcej czerwieni

wiecej_czerwieni_6

You don’t fool me

Przyznaję, że mam problem z oceną powieści Katarzyny Puzyńskiej, Więcej czerwieni. Z jednej strony cały czas mam z tyłu głowy myśl, że autorka w tym roku zadebiutowała, że jest osobą młodą, a z zawodu nauczycielem akademickim, co w oczywisty sposób może się przekładać na nieco wykładowczy język jej prozy. Z drugiej natomiast mam na tyle mocną świadomość tego, co w gatunku kryminalnym jest właściwe, nieprzekombinowane, dobre mówiąc po prostu, tyle przeczytałam kryminałów lepszych i gorszych, nowoczesnych i staroświeckich, stylizowanych i przystępnych, że stałam się czytelnikiem bardzo wymagającym. Takim, który szybko dostrzeże niedoskonałości, absurdy, nieścisłości czy odautorskie natręctwa, które skutecznie pozbawiają treść napięcia, suspensu czy prawdopodobieństwa psychologicznego, czyli cech tak wskazanych w gatunku kryminalnym. Wspominam o tym wszystkim z tego względu, że trudno mi pisać o drugiej powieści Puzyńskiej bez wymieniania jej potknięć, które niemal na starcie rzuciły mi się w oczy. Jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że mimo ich obecności, staram się mieć dla początkującej autorki sporo zrozumienia i nie mogę odmówić jej wyobraźni i umiejętności odnalezienia się w bogatej, wielopoziomowej intrydze, która nie boi się solidnego podparcia psychologiczno-obyczajowego. Czytaj dalej

W ukryciu

Miłość (szalonej) kobiety

Och, jakże mam dość nagonki na najnowszy film Jana Kidawy-Błońskiego! Media warczą, że niby jak nie ma się pomysłu, to się wywraca na entą stronę problematykę holokaustu, a żeby dodać wyświechtanemu tematowi rumieńców, to dodaje się do niego seks, najlepiej między przedstawicielami tej samej płci, bo to teraz nośne, bo równość, bo trzeba Polaczków uświadamiać i uczyć tolerancji. Z kolei ci mniej tolerancyjni oburzają się, że oto rok 2013 obfituje w polskim kinie w homopropagandę, która już bokiem wychodzi, która wypacza myślenie i chrześcijańskie spojrzenie na miłość. Tymczasem prawda jest taka, że nie tak należy do W ukryciu podchodzić, że to ani nie jest ani film o miłości lesbijskiej, ani o kwestii żydowskiej, nie o wojnie nawet, ale o poczuciu bezpieczeństwa i jego braku, o strachu przed samotnością i o szaleństwie, jakie może się obudzić pod wpływem uczucia.

Rzecz się dzieje w 1944 roku w Radomiu. Janina (Magdalena Boczarska), młoda kobieta, z zamiłowania wiolonczelistka, wraca do rodzinnego miasta, do ojca (Krzysztof Stroiński) prowadzącego własny zakład fotograficzny. Zaskoczona dowiaduje się, że w mieszkaniu, pod podłogą, jej rodziciel ukrywa przed Niemcami Żydówkę Ester (Julia Pogrebińska), córkę swojego przyjaciela. Czytaj dalej

Gaja Grzegorzewska – Betonowy pałac

Krew, mocz i łzy w mieście królów

Kraków to bodaj drugie z najbardziej niebezpiecznych miast w Polsce. Ja nadal dużo imprezuję, więc chodzę nocami krakowskimi ulicami. Gdy wchodzisz na Szewską, wydaje ci się, że to nie Kraków, tylko jedna wielka remiza. Wrzeszczące dziewczyny w miniówach i na obcasach, które szarpią się między sobą albo ze swoimi facetami. Faceci uciekają, one z płaczem za nimi gonią i wszędzie leją się łzy, mocz i krew… Muzyka dudni z tych wszystkich okropnych klubów, do których zjeżdżają busikami ludzie z podkrakowskich wiosek, wielbiciele tych wielkich wiejskich dyskotek[1].

Gaja Grzegorzewska

Zwykle dzieje się tak, że pisząc o jakiejś książce mimowolnie nadaję swojemu tekstowi kolorów dzieła, które stało się inspiracją do jego powstania. A to wpadam w ton liryczny, gdy powieść jest pełna migotliwych scenek tworzących poetycką całość, a to piszę z przymrużeniem oka, gdy recenzuję książkę pół-serio opisującą przedstawiony w niej świat. Gdybym jednak miała w recenzji przyjąć styl Betonowego pałacu, najnowszej powieści Gai Grzegorzewskiej, zapewne miałaby ona problem z zaistnieniem na publicznej stronie. Krakowska autorka bowiem absolutnie nie przebiera w słowach, brodząc po kolana w języku szemranych blokowisk, niebezpiecznych typów, młodocianych prostytutek, a nawet psychopatów. Brodząc, dodam, z zaskakującym wdziękiem i pozostawiając za sobą niemałe wrażenie. Czytaj dalej

Åsa Larsson – Krew, którą nasiąkła

Samotne wilczyce z dalekiej północy

Tytuł drugiej części opowieści – będącej jednocześnie samodzielną powieścią – o charyzmatycznej prawniczce Rebece Martinsson autorstwa Åsy Larsson na pierwszy rzut oka może się wydać tandetny. Jednak gdy zajrzymy pod okładkę, odkryjemy, że słowa „krew, którą nasiąkła” to cytat z Biblii, a dokładnie z Księgi Izajasza, który zostaje przywołany jako motto książki, okazującej się porywającą społeczno-psychologiczną powieścią, a jednocześnie pełnym tajemniczości kryminałem z Półwyspu Skandynawskiego. A tą, która krwią nasiąkła, okazuje się ziemia, niemająca już sił dłużej kryć pomordowanych… Czytaj dalej