Spectre

Szczwany lis, czyli James Bond na bogato

Trzy lata temu, w pięćdziesięciolecie powstania najdłuższej w historii kinematografii serii filmowej, fani Jamesa Bonda byli świadkami zatoczenia fabularnego koła opowieści o agencie 007. Utrzymany w minorowym klimacie Skyfall (2012) w reżyserii Sama Mendesa zakończył się niespodziewanie pogodnie, stając się niejako początkiem nowej-starej odsłony cyklu. Nowej w sensie podtrzymywania oficjalnie odświeżonej biografii Bonda z przesuniętą o 44 lata datą urodzenia, którą zapoczątkowała nowoczesna ekranizacja Casino Royale (2006), starej w sensie powrotu do klasycznych bondowskich korzeni – prześmiewczych i umownych. Spectre (2015), czyli „Bond nr 24”, przypuszczalnie okazał się nie lada niespodzianką nie tylko dla fanów serii, lecz także dla samego Mendesa, ponownie wybranego przez Barbarę Broccoli do wyreżyserowania przygód najbardziej kasowego produktu eksportowego Wielkiej Brytanii. Czy mógł bowiem przypuszczać, że po teatralnych spektaklach Szekspira i Czechowa przyjdzie mu doprowadzić postać popkulturowego szpiega do jego możliwie najbardziej maistreamowej i przebojowej formy? Czytaj dalej

Marsjanin

Chłopiec z zabawkami

Planetę Mars charakteryzuje bardzo rozrzedzona atmosfera, która w porównaniu z Ziemią jest około stu razy rzadsza. Inaczej mówiąc, łamiący drzewa wicher wiejący na naszej planecie, na Marsie byłby ledwie wyczuwalnym wietrzykiem. Odnosząc ten fakt do prologu najnowszego filmu Ridleya Scotta Marsjanin (The Martian, 2015), gwałtowna burza siekąca piachem i niesprecyzowanymi odłamkami w członków ekipy badającej Czerwoną Planetę w rzeczywistości nie miałaby racji bytu. To oczywiście nie jedyna naukowa niezgodność, jaką można zaobserwować w fabule, ale, jak twierdzą pracownicy NASA udzielający odpowiedzi na pytania typu „ile prawdy w Marsjaninie?” – jedyna będąca oczywistą, obrażającą inteligencję widza bzdurą. Zatem, jeżelu wierzyć naukowcom (komu, jak nie im mamy wierzyć w tej kwestii?) oto doczekaliśmy się produkcji science-fiction nie opartej na prawdziwych wydarzeniach bliskiej rzeczywistości w stopniu dotąd niespotykanym. Czytaj dalej

Mission: Impossible – Rogue Nation

Impossible. Mission: Impossible

Desperate times, desperate measures.
– Ethan Hunt, agent IMF

Jeden z najdłuższych w historii kinematografii cykli filmowych z tym samym aktorem w roli głównej przeznaczony dla dorosłego widza daje radę! Najnowsza odsłona Mission: Impossible (2015) to majstersztyk spod znaku szpiegowskiego kina akcji. Świadoma swoich absurdów i mająca w głębokim poważaniu prawa fizyki „piątka”, kryjąca się pod dumną nazwą Rogue Nation, pędzi na łeb na szyję, strącając po drodze agenta Hunta (Tom Criuse) i jego towarzyszy ku niechlubnej bezpaństwowości, by po serii wystrzałów, wybuchów, pościgów wspomożonych pełnymi wdzięku powtórzeniami fabularnymi, pozwolić widzowi złapać oddech dzięki stonowanej i smakowitej finalizacji całej intrygi. Czytaj dalej

Mad Max: Na drodze gniewu

Kamień milowy filmowego „rozpieprzu”

Usiądź wygodnie, wyłącz racjonalne myślenie i szeroko otwórz oczy. Spójrz na postapokaliptyczny świat wyschnięty na wiór, z nielicznymi oazami dzielącymi się z człowiekiem wodą i pożywieniem. Z człowiekiem? Tak jakby… O ile mianem tym można nazwać pokraczne dziwadło w zębatej masce, które zapładnia kolejne piękne i delikatne dziewczyny, aby po upływie wiadomego terminu rodziły podobne mu stwory. Stwory, które po jego śmierci będą tak jak on teraz trzymać pod butem resztę społeczności, a w zamian za jej bezwzględny posłuch i poniżenie – wydzielać śmiesznie małe racje wody. Jeśli, oczywiście, taka przyszłość czeka jego potomków… Przecież w pewnym momencie ktoś może nabrać odwagi, by postawić się Immortan Joemu (Hugh Keays-Byrne) i podjąć próbę wywrócenia do góry nogami możnowładczej tyranii… Czytaj dalej

Godzilla

Powrót króla, czyli blockbuster z duszą

Znany na całym świecie wielki jaszczur, który wykluł się w japońskiej wytwórni Toho właśnie skończył sześćdziesiąt lat. Mimo zaawansowanego wieku, umiejscowiony na współczesnym ekranie, także tym trójwymiarowym, zachwyca i budzi respekt. To już nie przebrany w kostium gadziego potwora człowiek z piłeczkami pingpongowymi jako oczami na skórzanym łbie, lecz cud techniki. Jednocześnie, z pełnym poszanowaniem dla pierwowzoru, fizycznie przypomina swoją pierwszą odsłonę, udowadniając, że amerykańscy producenci wreszcie nauczyli się szanować godzillową tradycję. Czytaj dalej

Sin City 2: Damulka warta grzechu

Bo to zła kobieta była…

Nie do końca mają rację ci, którzy porównują film Sin City 2: Damulka warta grzechu (Sin City: A Dame to Die For, 2014) Roberta Rodrigueza i Franka Millera do odgrzewanego kotleta. Pod względem realizacyjnym owszem, jest bliźniaczo podobny do starszego o dziewięć lat brata, jednak w przypadku rozłożenia akcentów damsko-męskich i ilości odtwórczej ironii postaci, możemy zauważyć wyraźne różnice. To już nie jest film-komiks na serio, lecz przerysowany komiks przełożony na ekran. I zarówno jedno, jak i drugie jest fascynujące. Czytaj dalej

300: Początek imperium

Morska wiedźma ścina głowy

Idąc do kina na 300: Początek imperium (300: Rise of an Empire, 2014) oczekiwałam przede wszystkim rozrywki, wizualnego orgazmu, mnogości kadrów z cudną bladolicą Evą Green, antycznej scenografii i morskich bitew. I ani trochę nie przesadzając to wszystko najnowsza produkcja Zacka Snydera wyreżyserowana przez Noama Murro mi zapewniła. Ponadto nie jest to jak się obawialiśmy „jeden z najbardziej niepotrzebnych sequeli” czy gorsza wersja starszego brata z 2006 roku o wiadomym tytule, ale mimo podobnej techniki realizacyjnej film poprowadzony w zupełnie inny sposób i kładący akcenty na zwielokrotnienie, wizualne szaleństwo i na kobiety, a nie jak jego poprzednik na kameralną atmosferę i mężczyzn.

Grecki polityk i przywódca Temistokles (Sullivan Stapleton) staje do walki przeciwko olbrzymiej flocie morskiej władcy Persji Kserksesa (Rodrigo Santoro), dowodzonej przez demoniczną, szukającą zemsty na Grekach Artemizję (Eva Green). Kropka. Wiem, ze to bardzo skąpy wstęp, ale tyle musi wystarczyć, ponieważ postanowiłam nie wprowadzać potencjalnych widzów w bardziej szczegółową fabułę nowych 300. Powód jest prosty: im mniej będziemy świadomi poszczególnych wątków, tym bardziej scenariusz autorstwa Kurta Johnstada i samego Syndera nas zaskoczy swoimi zwrotami. Czytaj dalej

Na skraju jutra

Science-fiction nie dla idiotów

„Żyj. Giń. Powtórz”. Dawno nie słyszałam tak wpadającego w ucho i tak trafnego hasła reklamowego dla filmu. Na skraju jutra (Edge of Tomorrow, 2014) Douga Limana, rzecz o żołnierzu uwięzionym w pętli czasowej, który wielokrotnie ginie, by powstać na nowo i stawać się doskonalszym w walce z kosmitami ma iście grową filozofię, która pozwala swojemu bohaterowi umierać bez obezwładniającego lęku. Co ciekawe, mimo takiego postawienia sprawy, nie jest to film dziecinny ani obrażający inteligencję widza. Najnowsza produkcja z Tomem Cruise’em to mariaż kina akcji i science-fiction, które mimo obecności dziwnych stworów nie jest filmową wydmuszką ani nie zmierza w stronę absurdu.

Na skraju jutra, którego scenariusz powstał na podstawie powieści Hiroshiego Sakurazaki All You Need Is Kill, rozpoczyna przedstawienie sylwetki antybohatera. Podpułkownik Bill Cage (Tom Cruise) nie zasłużył na mundur ani na swoją rangę. Jest żołnierzem, który nie wie co to front, ba, posuwa się nawet do szantażu, aby nie dostąpić zaszczytu stanięcia na polu walki. Jest tchórzem i cwaniakiem starającym się robić wszystko po jak najmniejszej linii oporu. Czytaj dalej