O przemocy inaczej
Nie ma chyba większego kulturowego tabu niż przemoc wobec dziecka, bicie go, gwałt na nim, znęcanie się nad nim psychiczne czy dziecięca pornografia. Zawsze ilekroć natykam się w literaturze bądź filmie na wątek w jakiś sposób zazębiający się o wymienioną wyżej tematykę, mimowolnie się angażuję i mało obchodzi mnie towarzysząca mi z tyłu głowy myśl, że po skończonych seansie czy lekturze poczuję się brudna i zasmucona. Ponieważ wiem, że zostanie mi to wynagrodzone niezwykłym poruszeniem własnego wnętrza. Ostatnio miałam okazję przeczytać powieść, która przeprowadziła mnie przez te wszystkie psychiczne stany. Mowa o Możliwości przemocy Drora A. Mishaniego.
Mishani to izraelski historyk literatury kryminalnej, redaktor i, jak na razie, autor dwóch książek o telawiwskim inspektorze Awim Awrahamie. Mroczna Seria warszawskiego wydawnictwa W.A.B. postanowiła zainwestować w tego mało znanego w Polsce pisarza i rozpowszechnić jego twórczość. Niestety, nie było mi dane poznać pierwszej odsłony jego cyklu, Chłopca, który zaginął, jednak po przeczytaniu drugiej, ten dotąd anonimowy dla mnie autor brawurowo zdobył mój umysł i czytelnicze serce. Powodów po temu jest kilka, z których ten najważniejszy określiłabym jako niebanalność.
To głównie ze względu na nią trudno Możliwość przemocy streścić, czego nawet nie będę próbowała tutaj uczynić. Spróbuję za to podrzucić kilka tropów i mam nadzieję zachęcić was do jej lektury. Po pierwsze, obok pewnego przedszkola została porzucona walizka z ładunkiem wybuchowym, który okazuje się atrapą. Po drugie, ze wspomnianego przedszkola pewien chłopiec wrócił do domu posiniaczony. Po trzecie, ojca tego chłopca trawi nieokreślony, chociaż namacalny wręcz niepokój, który stara się ukoić pracą i opiekowaniem się synami. Po czwarte, matka i żona wspomnianych bohaterów zniknęła. Po piąte, zainteresowany sprawą trefnego ładunku inspektor Awraham nawet nie zauważy, kiedy śledztwo mu poświęcone zamieni się w dochodzenie, w które zamieszana będzie opisana rodzina… Brzmi niejasno? Taki był zamiar autora, a ja nie zamierzam wchodzić mu w paradę i tych faktów porządkować, bowiem ogromna przyjemność z lektury Możliwości przemocy wypływa z układania sobie w głowie poszczególnych jej niejasności… Z pierwszych kilkudziesięciu stron książki bowiem zrozumiemy bardzo niewiele, zagadka będzie gonić zagadkę, rzucone w przestrzeń wypowiedzi będą ciekawić, lecz długo – albo i na zawsze – pozostaną bez odpowiedzi, a sam Awraham do pewnego momentu nie będzie pewien, które tak naprawdę śledztwo prowadzi. Jedno tylko będzie oczywiste od samego początku, co zostanie rozwiązane w sposób tak nietypowy, że wielbiciele kryminalnych cyklów albo zatrzęsą się z oburzenia złorzecząc, że Mishani strzela sobie w stopę, albo rozpłyną w podziwie dla nonkonformizmu pisarza. O czym mowa? Otóż w Możliwości przemocy Mishani szczegółowo spojleruje swoją pierwszą powieść i z jednej strony dopuszcza możliwość finansowych strat, wszak skoro tyle czytelnik wie na temat Chłopca, który zaginął – łącznie z faktami na temat tytułowego zaginięcia – książki raczej już nie kupi, z drugiej natomiast posunięcie to pozwala pisarzowi na wysoce wnikliwą analizę umysłu głównego bohatera, który z powodu zawodowej porażki z przeszłości pragnie nie tyle wykazać się przed zwierzchnikami, ile odkupić swoją duszę. Bo to właśnie jest oczywiste od początku – determinacja, aby tym razem ocalić niewinnych mocno posiłkująca się ciągle żywą pamięcią na temat minionego śledztwa.
Awraham z drugiej części cyklu jest zatem steranym gliną pełnym psychicznych bolączek, a jednocześnie po powrocie do pracy po trzymiesięcznym urlopie cechuje go niespożyta energia do działania. I to bynajmniej nie z powodu długiego odpoczynku ani zakochania, ale właśnie od wypełniającego jego umysł pobożnego życzenia, by w jakiś sposób wynagrodzić sobie i izraelskim obywatelom porażkę poprzedniej sprawy. Na pozór zatem jego nastawienie nie ma większego sensu, lecz jednocześnie trudno się nie dopatrzeć podobieństw do przeszłości, ponieważ okaże się, że, tak jak wówczas, niebagatelną rolę w śledztwie odgrywają nieletni i pewna izraelska rodzina. Przełożona inspektora będzie kręcić z niezadowoleniem głową i wątpić w trzeźwy osąd komisarza, jednak Awraham nie ustąpi. Czy słusznie? Czy też może strawi go niszcząca obsesja?
Na to pytanie oczywiście nie odpowiem, ale w zamian zasieję kolejne niedookreślone ziarno zainteresowania zbliżając się chociaż trochę, mam nadzieję, do geniuszu dramaturgicznego Mishaniego. Otóż, jak wspomniałam na początku, przemoc wobec dziecka jest w Możliwości przemocy obecna. Jednak, co z kolei znów jest niebanalne, odległa jest ona od najpopularniejszego jej kulturowego przedstawienia vide rękoczyny czy gwałt. Co prawda, pojawi się kwestia sińców na dziecięcym ciele, ale nie to będzie najważniejszym akcentem dotyczącym przemocy, na jaki postawi Mishani. Izraelczyk bowiem pastwienie się nad nieletnimi przedstawi od tej bardziej psychicznej strony. W Możliwości przemocy padnie wiele zdań, których dwaj malcy nie powinni usłyszeć, będzie też pewien widok, którego nikt, a zwłaszcza dziecko, nie powinien zobaczyć… I nic to, że większość tych epizodów zaistnieje w życiu chłopców przypadkiem – efekty będą takie same i chociaż nie zostaną one dookreślone przez pisarza, dziecięce traumy, depresje, moczenia nocne i niemożność odnalezienia się wśród rówieśników w przyszłości co wrażliwszy czytelnik wyobrazi sobie już po skończonej lekturze.
Okej, czyli będzie smutno, zapewne stwierdzicie ze zniechęceniem po przeczytaniu tego, co powyżej. Tak, będzie. Jednak będzie to ten typ smutku, który wywraca umysł na drugą stronę, który nie trąci tanim sentymentem czy serialowym nagromadzeniem wszystkich nieszczęść tego świata w jednym miejscu. Będziemy bowiem smutni mrokiem, niepokojem i nieszczęściem zagubionych dusz, zarówno świadomych zła jak i niewinnych, ale już na zło narażonych. Będziemy smutni w sposób, który obok nuty melancholii ani na chwilę nie sprawi, ze popadniemy w odrętwienie. Zasługa w tym mistrzowskich umiejętności dramaturgicznych Mishaniego, który na przemian głaszcze nas pozornym spokojem (powtarzalna czynność robienia dużej ilości cateringowych kanapek w stanie niemożliwego napięcia) i rozdrażnia policyjnymi wywiadami, podczas których spotykamy się z drwiną, kłamstwem, strachem tudzież niezrozumiałym zachowaniem przesłuchiwanych. Gdzieś przemknie niepokojące zachowanie jednego z dzieci, innym razem odezwie się babcia chłopców wymawiając zdanie, które zjeży nam włosy na głowie. A prawdziwą wisienką na torcie dramatu jaki zaserwuje nam Mishani, będzie scena na lotnisku, którą wypełnia napięcie autentycznie nieznośne, zatrzymujące nas w pół gestu i przygważdżające do krzesła. Zapewniam was: znieruchomiejecie – tylko oczy będą wam skakać po linijkach tekstu.
Po tym peanie złośliwi zapewne zapytają: więc czemu nie oceniasz powieści maksymalnie pozytywnie? Otóż dlatego, że nie wszystko zostało tak dosadnie wyjaśnione jak przyzwyczajeni do szczegółowej dramaturgii – zawartej chociażby w opisaniu wydarzeń na lotnisku – czytelnicy by sobie zapewne życzyli. Rozwiązawszy w końcu zagadkę, Awraham nie pojmie wszystkiego i nie zrozumie pewnych ważkich decyzji osób w nią zamieszanych. Z czytelnikiem będzie podobnie – niby wszystko zostanie mu wyjaśnione, ale jednocześnie będzie miał wrażenie stąpania we mgle. Postępowanie jednego bohatera zostanie niedookreślone, a losy innego porzucone na rzecz pilniejszych wydarzeń i zignorowane przez autora świadomie. Świadomie, bo na końcu powieści z ust szefowej Awrahama pada zdanie, że on nie musi rozumieć, że jego obowiązkiem jako policjanta jest złapać złoczyńcę, dowieść jego winy i oddać wymiarowi sprawiedliwości. A Awi już tak ma, że chciałby zrozumieć jak najwięcej, nawet jeśli miałoby to być nieprzyjemne. Ja mam podobnie. Skąd niedosyt.
Drugi minus jest maleńki i podyktowany moim redaktorskim czepialstwem, mianowicie zabrakło mi przypisów, które objaśniałyby obce mi izraelskie nazwy, głównie tamtejszych świąt. Żeby zaspokoić ciekawość musiałam odrywać się od lektury, a o wiele milej byłoby po prostu spojrzeć na dół strony i w ten sposób przybliżyć sobie świat Mishaniego i jego bohaterów.
Więcej negatywów nie znalazłam. Zresztą, byłoby ciężko ich szukać, ponieważ nadal zbieram szczękę z podłogi po lekturze Możliwości przemocy. Takiego napięcia, zarówno dramatycznego, kryminalnego, jak i sensacyjnego, a przede wszystkim uzyskanego poprzez łamanie kulturowego i społecznego tabu nie sposób, ot tak, przełknąć. Mishani ma niebywały talent i ogromne wyczulenie na człowiecze traumy, niedoskonałości i popełnione błędy. I, uwierzcie, nie ma w tych słowach ani grama fałszywej laurki. Moją rolą jest pisać o tym, jak jest. A jest rewelacyjnie.
8/10
Paulina Stoparek
Dror A. Mishani, Możliwość przemocy, przeł. Anna Halbersztat i Bartosz Kocejko, W.A.B., Warszawa 2014.
Za książkę dziękuję
Tekst ukazał się na portalu kulturalnym Noir Café pod adresem: http://www.noircafe.pl/dror-a-mishani-mozliwosc-przemocy/.