John Irving – Regulamin tłoczni win [Audiobook]

Z regulaminem w tytule o reguł łamaniu

I knew all the rules but the rules did not know me.
Eddie Vedder, Guaranteed

Jakim trzeba być bezczelnym, a zarazem obdarzonym nietuzinkowym poczuciem humoru pisarzem, aby potężną, biuściastą bohaterkę swojej powieści ochrzcić imieniem Melony. Jaką trzeba mieć wyobraźnię, aby zdarzeniom na pierwszy rzut oka absurdalnym nadać znamiona twardego realizmu i wpleść je w opowieść traktującą o tym, że nic co ludzkie nie powinno nam być obce. Wreszcie – jaką trzeba mieć niespotykaną pewność siebie, aby w jednym literackim dziele zebrać wszelkie możliwe problemy natury moralnej do dzisiaj skłócające członków społeczeństwa i bezpardonowo, detalicznie opisać je na stronicach swojej książki. Amerykanin John Irving, oddając w 1985 roku do druku swoją powieść Regulamin tłoczni win udowodnił, że posiada dar tworzenia dzieł nie tracących na aktualności, które urzekają nie tylko rozedrganą odautorską wrażliwością, empatią i inteligencją, lecz także policzkują niepoprawnością polityczną. Czytaj dalej

Małgorzata Rogala – Zapłata

zapłata

Wypij za błędy!

Próżność to mój ulubiony grzech.
Adwokat diabła, 1997, reż. Taylor Hackford

Zapłata Małgorzaty Rogali jest powieścią stwarzającą wymagającemu odbiorcy nie lada problem. Jej prosta w gruncie rzeczy konstrukcja i takiż język narracji niosą ogromny ładunek emocjonalny, który w większości przypadków został starannie podbudowany psychologią i tym, co zwykło się nazywać solidną powieścią obyczajową, ale również sporą dozą (sic) romansu. Ponadto, poruszając się na przestrzeni współczesnego miejskiego kryminału – dość przewidywalnego fabularnie z racji niewielkiej grupy podejrzanych – autorka wplata w swoją opowieść rodzinne dramaty, problematykę systemu, który nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa obywatelom, różnorakie sylwetki psychologiczne i światopoglądy, okraszając całość powszechnie znaną, chociaż nieco już „niemodną” prawdą – że wyrządzone zło zawsze wróci do swojego nadawcy. Czytaj dalej

Marek Krajewski – Śmierć w Breslau [Audiobook]

Śmierć w odcieniu noir

Śmierć w Breslau – debiut literacki Marka Krajewskiego; książka, która stworzyła polskiego Marlowe’a, Eberharda Mocka; powieść, która w dużym stopniu przyczyniła się do odrodzenia polskiej literatury kryminalnej; proza czarna jak smoła i brudna niczym przenośna toaleta na placu budowy; namnożenie (od)autorskich obsesji, na których oparłszy się, cierpliwy psychiatra mógłby napisać pracę habilitacyjną. Dzisiaj, w szesnaście lat od ujrzenia światła dziennego i po kilku wznowieniach – trzymam w rękach najnowsze, w formie audiobooka wydanego we współpracy Wydawnictwa Znak z Biblioteką Akustyczną – to już kryminał-legenda. Dla niektórych dzieło życia Krajewskiego, dla innych – zaledwie rozgrzewka przed objawieniem się talentu autora w całej swojej pełni. Jedno wszak jest pewne i co do tego niewielu ma wątpliwości – Śmierć w Breslau to książka ważna. Czytaj dalej

Yrsa Sigurðardóttir – Niechciani

Yrsa ścina z nóg

Niechciani, najnowsza powieść Yrsy Sigurðardóttir, należy do tych dzieł, które skutecznie wyprowadzają w pole swoimi komponentami: dwupoziomową narracją, postacią pełniącą funkcję quasi detektywa, przemycaniem wątków charakterystycznych dla horroru, a nade wszystko – zaskakującą finałową woltą, tak bardzo łamiąca tabu, że ogólny wydźwięk całości trudno ogarnąć umysłem, który może i chce zrozumieć, ale jednocześnie broni się przed przerażającą prawdą. Czytaj dalej

Snajper

snajper plakat

Z punktu widzenia radykalnego patrioty

Clint Eastwood zwykle stroni od politykowania w swojej twórczości i nie inaczej pod tym względem przedstawia się jego najnowszy film, Snajper (American Sniper, 2014), gdzie konflikt narodów amerykańskiego i irakijskiego ukazany został z subiektywnej i mocno patriotycznej strony, bez zagłębiania się w jego genezę. Przede wszystkim jednak jego najnowsze dzieło opowiada o zagubieniu jednostki, jej wewnętrznym rozdwojeniu pomiędzy tym, co słuszne i dobre, a tym, do czego została stworzona, a co z kolei jest moralnie wątpliwe. Czytaj dalej

Dror A. Mishani – Możliwość przemocy

mozliwosc przemocy

 O przemocy inaczej

Nie ma chyba większego kulturowego tabu niż przemoc wobec dziecka, bicie go, gwałt na nim, znęcanie się nad nim psychiczne czy dziecięca pornografia. Zawsze ilekroć natykam się w literaturze bądź filmie na wątek w jakiś sposób zazębiający się o wymienioną wyżej tematykę, mimowolnie się angażuję i mało obchodzi mnie towarzysząca mi z tyłu głowy myśl, że po skończonych seansie czy lekturze poczuję się brudna i zasmucona. Ponieważ wiem, że zostanie mi to wynagrodzone niezwykłym poruszeniem własnego wnętrza. Ostatnio miałam okazję przeczytać powieść, która przeprowadziła mnie przez te wszystkie psychiczne stany. Mowa o Możliwości przemocy Drora A. Mishaniego.

Mishani to izraelski historyk literatury kryminalnej, redaktor i, jak na razie, autor dwóch książek o telawiwskim inspektorze Awim Awrahamie. Mroczna Seria warszawskiego wydawnictwa W.A.B. postanowiła zainwestować w tego mało znanego w Polsce pisarza i rozpowszechnić jego twórczość. Niestety, nie było mi dane poznać pierwszej odsłony jego cyklu, Chłopca, który zaginął, jednak po przeczytaniu drugiej, ten dotąd anonimowy dla mnie autor brawurowo zdobył mój umysł i czytelnicze serce. Powodów po temu jest kilka, z których ten najważniejszy określiłabym jako niebanalność.

To głównie ze względu na nią trudno Możliwość przemocy streścić, czego nawet nie będę próbowała tutaj uczynić. Spróbuję za to podrzucić kilka tropów i mam nadzieję zachęcić was do jej lektury. Po pierwsze, obok pewnego przedszkola została porzucona walizka z ładunkiem wybuchowym, który okazuje się atrapą. Po drugie, ze wspomnianego przedszkola pewien chłopiec wrócił do domu posiniaczony. Po trzecie, ojca tego chłopca trawi nieokreślony, chociaż namacalny wręcz niepokój, który stara się ukoić pracą i opiekowaniem się synami. Po czwarte, matka i żona wspomnianych bohaterów zniknęła. Po piąte, zainteresowany sprawą trefnego ładunku inspektor Awraham nawet nie zauważy, kiedy śledztwo mu poświęcone zamieni się w dochodzenie, w które zamieszana będzie opisana rodzina… Brzmi niejasno? Taki był zamiar autora, a ja nie zamierzam wchodzić mu w paradę i tych faktów porządkować, bowiem ogromna przyjemność z lektury Możliwości przemocy wypływa z układania sobie w głowie poszczególnych jej niejasności… Z pierwszych kilkudziesięciu stron książki bowiem zrozumiemy bardzo niewiele, zagadka będzie gonić zagadkę, rzucone w przestrzeń wypowiedzi będą ciekawić, lecz długo – albo i na zawsze – pozostaną bez odpowiedzi, a sam Awraham do pewnego momentu nie będzie pewien, które tak naprawdę śledztwo prowadzi. Jedno tylko będzie oczywiste od samego początku, co zostanie rozwiązane w sposób tak nietypowy, że wielbiciele kryminalnych cyklów albo zatrzęsą się z oburzenia złorzecząc, że Mishani strzela sobie w stopę, albo rozpłyną w podziwie dla nonkonformizmu pisarza. O czym mowa? Otóż w Możliwości przemocy Mishani szczegółowo spojleruje swoją pierwszą powieść i z jednej strony dopuszcza możliwość finansowych strat, wszak skoro tyle czytelnik wie na temat Chłopca, który zaginął – łącznie z faktami na temat tytułowego zaginięcia – książki raczej już nie kupi, z drugiej natomiast posunięcie to pozwala pisarzowi na wysoce wnikliwą analizę umysłu głównego bohatera, który z powodu zawodowej porażki z przeszłości pragnie nie tyle wykazać się przed zwierzchnikami, ile odkupić swoją duszę. Bo to właśnie jest oczywiste od początku – determinacja, aby tym razem ocalić niewinnych mocno posiłkująca się ciągle żywą pamięcią na temat minionego śledztwa.

Awraham z drugiej części cyklu jest zatem steranym gliną pełnym psychicznych bolączek, a jednocześnie po powrocie do pracy po trzymiesięcznym urlopie cechuje go niespożyta energia do działania. I to bynajmniej nie z powodu długiego odpoczynku ani zakochania, ale właśnie od wypełniającego jego umysł pobożnego życzenia, by w jakiś sposób wynagrodzić sobie i izraelskim obywatelom porażkę poprzedniej sprawy. Na pozór zatem jego nastawienie nie ma większego sensu, lecz jednocześnie trudno się nie dopatrzeć podobieństw do przeszłości, ponieważ okaże się, że, tak jak wówczas, niebagatelną rolę w śledztwie odgrywają nieletni i pewna izraelska rodzina. Przełożona inspektora będzie kręcić z niezadowoleniem głową i wątpić w trzeźwy osąd komisarza, jednak Awraham nie ustąpi. Czy słusznie? Czy też może strawi go niszcząca obsesja?

Na to pytanie oczywiście nie odpowiem, ale w zamian zasieję kolejne niedookreślone ziarno zainteresowania zbliżając się chociaż trochę, mam nadzieję, do geniuszu dramaturgicznego Mishaniego. Otóż, jak wspomniałam na początku, przemoc wobec dziecka jest w Możliwości przemocy obecna. Jednak, co z kolei znów jest niebanalne, odległa jest ona od najpopularniejszego jej kulturowego przedstawienia vide rękoczyny czy gwałt. Co prawda, pojawi się kwestia sińców na dziecięcym ciele, ale nie to będzie najważniejszym akcentem dotyczącym przemocy, na jaki postawi Mishani. Izraelczyk bowiem pastwienie się nad nieletnimi przedstawi od tej bardziej psychicznej strony. W Możliwości przemocy padnie wiele zdań, których dwaj malcy nie powinni usłyszeć, będzie też pewien widok, którego nikt, a zwłaszcza dziecko, nie powinien zobaczyć… I nic to, że większość tych epizodów zaistnieje w życiu chłopców przypadkiem – efekty będą takie same i chociaż nie zostaną one dookreślone przez pisarza, dziecięce traumy, depresje, moczenia nocne i niemożność odnalezienia się wśród rówieśników w przyszłości co wrażliwszy czytelnik wyobrazi sobie już po skończonej lekturze.

Okej, czyli będzie smutno, zapewne stwierdzicie ze zniechęceniem po przeczytaniu tego, co powyżej. Tak, będzie. Jednak będzie to ten typ smutku, który wywraca umysł na drugą stronę, który nie trąci tanim sentymentem czy serialowym nagromadzeniem wszystkich nieszczęść tego świata w jednym miejscu. Będziemy bowiem smutni mrokiem, niepokojem i nieszczęściem zagubionych dusz, zarówno świadomych zła jak i niewinnych, ale już na zło narażonych. Będziemy smutni w sposób, który obok nuty melancholii ani na chwilę nie sprawi, ze popadniemy w odrętwienie. Zasługa w tym mistrzowskich umiejętności dramaturgicznych Mishaniego, który na przemian głaszcze nas pozornym spokojem (powtarzalna czynność robienia dużej ilości cateringowych kanapek w stanie niemożliwego napięcia) i rozdrażnia policyjnymi wywiadami, podczas których spotykamy się z drwiną, kłamstwem, strachem tudzież niezrozumiałym zachowaniem przesłuchiwanych. Gdzieś przemknie niepokojące zachowanie jednego z dzieci, innym razem odezwie się babcia chłopców wymawiając zdanie, które zjeży nam włosy na głowie. A prawdziwą wisienką na torcie dramatu jaki zaserwuje nam Mishani, będzie scena na lotnisku, którą wypełnia napięcie autentycznie nieznośne, zatrzymujące nas w pół gestu i przygważdżające do krzesła. Zapewniam was: znieruchomiejecie – tylko oczy będą wam skakać po linijkach tekstu.

Po tym peanie złośliwi zapewne zapytają: więc czemu nie oceniasz powieści maksymalnie pozytywnie? Otóż dlatego, że nie wszystko zostało tak dosadnie wyjaśnione jak przyzwyczajeni do szczegółowej dramaturgii – zawartej chociażby w opisaniu wydarzeń na lotnisku – czytelnicy by sobie zapewne życzyli. Rozwiązawszy w końcu zagadkę, Awraham nie pojmie wszystkiego i nie zrozumie pewnych ważkich decyzji osób w nią zamieszanych. Z czytelnikiem będzie podobnie – niby wszystko zostanie mu wyjaśnione, ale jednocześnie będzie miał wrażenie stąpania we mgle. Postępowanie jednego bohatera zostanie niedookreślone, a losy innego porzucone na rzecz pilniejszych wydarzeń i zignorowane przez autora świadomie. Świadomie, bo na końcu powieści z ust szefowej Awrahama pada zdanie, że on nie musi rozumieć, że jego obowiązkiem jako policjanta jest złapać złoczyńcę, dowieść jego winy i oddać wymiarowi sprawiedliwości. A Awi już tak ma, że chciałby zrozumieć jak najwięcej, nawet jeśli miałoby to być nieprzyjemne. Ja mam podobnie. Skąd niedosyt.

Drugi minus jest maleńki i podyktowany moim redaktorskim czepialstwem, mianowicie zabrakło mi przypisów, które objaśniałyby obce mi izraelskie nazwy, głównie tamtejszych świąt. Żeby zaspokoić ciekawość musiałam odrywać się od lektury, a o wiele milej byłoby po prostu spojrzeć na dół strony i w ten sposób przybliżyć sobie świat Mishaniego i jego bohaterów.

Więcej negatywów nie znalazłam. Zresztą, byłoby ciężko ich szukać, ponieważ nadal zbieram szczękę z podłogi po lekturze Możliwości przemocy. Takiego napięcia, zarówno dramatycznego, kryminalnego, jak i sensacyjnego, a przede wszystkim uzyskanego poprzez łamanie kulturowego i społecznego tabu nie sposób, ot tak, przełknąć. Mishani ma niebywały talent i ogromne wyczulenie na człowiecze traumy, niedoskonałości i popełnione błędy. I, uwierzcie, nie ma w tych słowach ani grama fałszywej laurki. Moją rolą jest pisać o tym, jak jest. A jest rewelacyjnie.

8/10

Paulina Stoparek


Dror A. Mishani, Możliwość przemocy, przeł. Anna Halbersztat i Bartosz Kocejko, W.A.B., Warszawa 2014.

Za książkę dziękuję

Tekst ukazał się na portalu kulturalnym Noir Café pod adresem: http://www.noircafe.pl/dror-a-mishani-mozliwosc-przemocy/.

7 wyjątkowych kobiet z filmów Luca Bessona

Odważne, zaradne, inteligentne, wysportowane, odporne na przeciwności losu i nierzadko bardzo urodziwe. Kobiece bohaterki z filmów Luca Bessona od lat przykuwają uwagę widzów, a dla grających je aktorek niejednokrotnie okazały się drzwiami do sławy. Na ekranie to kobiety kochające swoich mężczyzn, rozrywane przez przeciwstawiające się sobie racje, istoty z innych światów, postacie historyczne. W życiu prywatnym – nierzadko muzy, a nawet życiowe partnerki tego jednego z najoryginalniejszych współczesnych reżyserów… Z okazji premiery „Lucy” ze Scarlett Johansson w roli tytułowej przyglądamy się Bessonowskim heroinom (w kolejności według powstawania filmów).  Czytaj dalej

Europejczycy nie gęsi i dobre seriale mają

Seriale robią furorę i coraz częściej zdobywają większą popularność niż kinowe blockbustery. Mają coraz lepsze scenariusze i świetnie rozpisane role, do których nierzadko zatrudniani są znani aktorzy lub które są trampoliną ku sławie dla tych grających wcześniej filmowe tyły. I chociaż w serialowej sztuce przewodzą Amerykanie, prześcigając się nawzajem w coraz lepszych produkcjach, to warto zaznaczyć, że nie zawsze realizują fabuły o ojczystych korzeniach. Pokochane przez szerokie grono widzów „Dochodzenie”, którego 4. sezon pojawił się kilka dni temu, i „Gracepoint”, na którego premierę serialożercy już ostrzą sobie zęby, swoje źródła mają w Europie, a ściślej rzecz biorąc: w Danii i Wielkiej Brytanii. Czytaj dalej