Stephen King „Joyland”

Joyland-pl

Cudowne lato 

Kiedy mowa jest o przeszłości, każdy pisze fikcję.

Stephen King napisał niekingowską powieść. Gwoli ścisłości – nie moje to słowa, jednak przychylam się do nich. Joyland, bo do tej książki amerykańskiego pisarza przywarło powyższe określenie, to opowieść o inicjacji przytaczana z perspektywy narratora, starszego mężczyzny zdającego sobie sprawę z tego, jak zawodna po latach bywa pamięć i jak młodzieńcze niegdyś odbiór i idealizacja pewnych zdarzeń i osób mogą zaburzać przytaczaną przezeń opowieść, na którą nałożyła się perspektywa lat i wynikłe z ich upływu doświadczenie. King nie potrafił co prawda odmówić sobie umieszczenia w rzeczonej powieści wątku grozy, jednak ten, potraktowany pretekstowo, nie zmienia jej istoty jako takiej – bogatej treści o dojrzewającej wrażliwości i o tym, jak wpływa ona na losy jej właściciela; gawędy o życiu zarówno codziennym, jak i duchowym, pogłębionym empatią i uwrażliwionym przeżywaniem wewnętrznym. Czytaj dalej

Michael Katz Krefeld – Zaginiony

Zaginiony - okladka.indd

Architekt ludzkiego cierpienia

Co stanowi trzy podstawy przesłuchania wroga państwa? Po pierwsze, należy doprowadzić do tego, aby zatrzymany stracił poczucie własnej wartości; po drugie, należy dążyć do dezorientacji zatrzymanego; i po trzecie należy go ubezwłasnowolnić.
– Erhardt Hausserr, pułkownik na usługach Stasi

Na drugą odsłonę losów Thomasa „Kruka” Ravnsholdta przyszło czekać polskim czytelnikom niemal półtora roku. Ich twórca, Michael Katz Krefeld, który powieścią Wykolejony wyszedł poza granice rodzimej Danii, nie odświeżył co prawda skandynawskiego kryminału jako takiego, jednak na znanym już wielbicielom północnych opowieści gruncie mocno zaakcentował swoją indywidualność. Zgrabne, zdecydowanie zarysowujące pomiędzy bohaterami relacje i popychające fabułę do przodu dialogi, sugestywne, acz nieprzegadane opisy miejsc akcji, przeciąganie umysłem czytelnika po bruku i uczulanie go na brudy tego świata, stawiające włosy na głowie, plastyczne opisy poniżania ciał i dusz bohaterów – oto Krefeld, pisarz, który szturmem wdarł się na listy księgarskich bestsellerów i przekonał do siebie nawet tych, którzy zarzekali się, że kryminał absolutnie nie leży w ich literackich gustach. Zresztą, trudno się pozytywnemu odbiorowi osób niechętnym „czystym” kryminałom dziwić, ponieważ Duńczyk z pewnością stricte gatunkowym pisarzem nie jest. Potwierdza to jego najnowsza powieść, druga odsłona cyklu o Kruku, Zaginiony – mieszanina psychodelicznego thrillera historycznego, niespiesznego, osadzonego we współczesności obyczaju oraz powieści kryminalnej z mocnym akcentem psychologicznym, tak charakterystycznej dla twórców skandynawskich. Czytaj dalej

Zabójcy bażantów

Miazga po duńsku

Do niedawna litera „Q” w popkulturze kojarzyła się dość sympatycznie, mianowicie z wynalazkami wspomagającymi zawodowych szpiegów, których projektantem był uroczy, ale wiecznie niezadowolony starszy pan (Desmond Llewelyn). Na przestrzeni kilkudziesięciu lat człowiek, którego kule się nie imają, czyli nikt inny jak James Bond, zdążył mu napsuć krwi do tego stopnia i w tak zabawny sposób, że nawet przejęcie jego roli przez śmieszniejszych (John Cleese) czy młodszych (Ben Whishaw) nie zdążyło zastąpić tej klasycznej już dziś postaci zrzędliwego, ale w gruncie rzeczy „do rany przyłóż” arcypomysłowego wynalazcy. Jednak od 2011 roku symbol „Q” nie kojarzy się już wyłącznie z traktowanymi z przymrużeniem oka technicznymi nowinkami. Teraz oznacza także Departament Q i trafiające do jego podziemi niewyjaśnione zagadki kryminalne, które po latach wychodzą na wierzch i upominają się o sprawiedliwość. A Duńczycy je konstruujący, pisarz Jussi Adler-Olsen i reżyser Mikkel Nørgaard, jak dotąd wykonują swoją pracę na tyle dobrze, że udaje im się wychodzić za granicę swojej ojczyzny z godnym zapamiętania skutkiem. Czytaj dalej

Non-Stop

Czy leci z nami Neeson?

Ostatnio mam nosa do amerykańskiego kina sensacyjnego. Można wręcz powiedzieć, że się z nim przeprosiłam i coraz częściej doceniam produkcje lub koprodukcje tego typu, w które swoje pieniądze wkładają producenci zza Oceanu Atlantyckiego. I nic to, że mainstream wylewa się z nich strumieniami i że od początku mamy przeczucie przynajmniej częściowego happy endu. Najczęściej oglądając właśnie takie produkcje przednio się bawimy, jesteśmy skupieni, a siorbanie coca-coli ustaje w wyniku przejęcia. Pozostaje tylko ekran. W tym sezonie zawładnął nim film Non-Stop w reżyserii Jaume Collet-Serry.

Bill Marks (Liam Neeson) pracuje jako agent federalny, którego zadaniem jest zapewnienie pasażerom bezpieczeństwa podczas rejsów powietrznych. Pewnego dnia do ochrony zostaje mu przydzielony lot linii Aqualines do Londynu. Chwilę po starcie na szyfrowany telefon Marksa, korzystający z federalnej sieci, przychodzi anonimowa wiadomość z żądaniem ogromnego okupu. Czytaj dalej

Grace księżna Monako

Nie taka zła księżna jak ją malują, czyli filmowy kotlet schabowy

Z Grace księżną Monako (Grace of Monaco, 2014) Oliviera Dahana jest jak ze znaną i sprawdzoną potrawą, która swoim smakiem nie zaskakuje, vide kotlet schabowy czy ruskie pierogi. Patrząc na losy Grace Kelly przełożone na srebrny ekran miałam wrażenie jedzenia przeniesionych na taśmę filmową wspomnianych specjałów. Z każdego kadru biły we mnie typowość, kliszowość, znajome smaki. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo jadło się dzieło Dahana całkiem przyjemnie i trawiło nie najgorzej. Zdecydowanie nie jest Grace filmem tak złym jak ostrzegają domorośli krytycy, a po jej seansie wychodzi się z kina z pogodnym uśmiechem.

Filmową Grace (Nicole Kidman) poznajemy w roku 1962, kiedy od sześciu lat jest żoną Rainiera III Grimaldiego (Tim Roth) i księżną na monakijskim dworze. Jest także kochającą matką dwójki dzieci i oddaną dziecięcym problemom działaczką, co zaowocuje założeniem rok później fundacji AMADE Mondiale, która istnieje do dziś. Jednak życie księżnej to nie tylko blaski. Czytaj dalej

Nie oglądaj się teraz

Mroczna Wenecja… na czerwono

Generalnie rzecz biorąc nie oglądam horrorów. Obawa przed tym, co strasznego może się wydarzyć na ekranie, skutecznie zniechęca mnie przed poznawaniem tego gatunku filmów. Tak, nie zamierzam ukrywać tego, że ogromny ze mnie tchórz jeśli idzie o widoki krwi, mordów, czy wyskakującego zza rogu zabójcy. Abym obejrzała horror, muszą zaistnieć okoliczności ku temu sprzyjające. Na przykład wiedza, że brak w nim typowych dla gatunku rozwiązań i banalnej fabuły, czy też zainteresowanie danym tytułem wynikające z wcześniej poznanej literatury. Nie oglądaj się teraz (Don’t Look Now, 1973) Nicolasa Roega poznałam właśnie dzięki temu, że spełniło powyższe warunki. A zaczęło się od pewnej czarnej książeczki…

Daphne du Maurier napisała w swoim życiu kilka całkiem niezłych powieści, a jeszcze więcej nowel. To od nich zaczęła się moja przygoda z jej twórczością. Czytaj dalej

Szał

Krawaciarz grasuje

Filmami Alfreda Hitchcocka zaraziła mnie Mama. Przed laty powiedziała do mnie: „Jak chcesz obejrzeć jakiś straszny film, to dziś w telewizji będą Ptaki Hitchcocka.” Tak oto pomniejszona wersja niżej podpisanej po raz pierwszy usłyszała o mistrzu suspensu. Wspomnianego filmu przeraziła się tak bardzo, że wróciła do niego dopiero rok temu, pamiętając o tym, aby odwrócić głowę w czasie sceny, w której zostaje ukazany człowiek z wydłubanymi przez ptaki oczyma… Należy jednak pamiętać o tym, że Hitchcock to nie tylko Ptaki (The Birds, 1963), Psychoza (Psycho, 1960), czy Okno na podwórze (Rear Window, 1954).

Powstały w 1972 roku Szał (Frenzy), przedostatni film brytyjskiego reżysera, dziś wydaje się nieco zapomniany. Według mnie niesłusznie, gdyż jest to obraz ciekawy i doskonale skonstruowany, w niczym nie ulegający najpopularniejszym filmom Hitchcocka, a może i nawet od nich lepszy. Znajdziemy w nim wszystko, za co kochamy mistrza suspensu. Przede wszystkim niezwykłe stopniowanie napięcia, które mimo że wydaje się być zaspokojone już po około półgodzinnej projekcji (ujawnienie osoby mordercy) w najlepsze narasta dalej, znajdując ujście dopiero w ostatniej minucie filmu. Czytaj dalej